środa, 31 grudnia 2014

Rozdział I

                        ~Kelsey POV~
Zastanawiałeś się kiedyś co to znaczy być odmieńcem ? Nie? Oto tu masz mnie jako przykład. Moi rodzice zmarli, gdy miałam 4 miesiące. Mam również brata, z którym nie utrzymuję kontaktów. Dla mnie on nie istnieję. Po wypadku moich rodziców pod swoje skrzydła wzięli mnie Vanessa i Damien- moi rodzice chrzestni. Niestety... sytuacja się powtórzyła.

Pewnego słonecznego dnia Kelsey siedziała sobie wygodnie na kanapie oglądając TV i czekając na wujostwo. Po paru minutach usłyszała dzwonek, lecz jako małą dziewczynkę uczono ją nie otwierać nieznajomym. Przełamała się i otworzyła a to co tam zauważyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Zauważyła... policjantów! Wystraszyła się. Jeden z nich podszedł do niej i po prostu ją przytulił. Ona zachichotała, ponieważ nie była jeszcze taka duża by zrozumieć. Drugi z nich natomiast szepnął małej na ucho:
-Przykro mi... twoi rodzice chrzestni nie żyją.-Dziewczynka po raz kolejny zachichotała, lecz po kilku minutach zrozumiała powagę sytuacji. 
Po tym dniu Kelsey została wysłana do domu dziecka. Zmieniła się i to bardzo. Z kolorowych ubrań dziewczynki zostały tylko czarne lub szare ciuchy oraz dodatki (buty, itd.).

 Dzisiaj wszystko miało się zmienić, ponieważ kończyłam swoje 18 urodziny.
Równo z budzikiem wleciała do mojego pokoju Sel i pani Smith .Zaczęły śpiewać sto lat, lecz ja pozostałam z grobową miną po czym rzuciłam oschle:
-Wyprowadzam się.-Miny pani Smith nie mogłam określić. Z radosnej zmieniła się w zdziwioną.
-Jak to? Dokąd? -spytała wyprzedzając pytanie mr.Smith- Selena.
-Do Los Angeles.-rzuciłam pakując ciuchy.
-Przecież ty nie masz pieniędzy!-wykrzyknęła pani Smith
-I tu się milisz człowieku. Mam i to całkiem sporą sumkę.-powiedziałam pakując ostatnią bluzkę.

-Pamiętaj o nas !-rzuciła na pożegnanie Selena.
-Ta na pewno.-powiedziałam po czym wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki.
-Dokąd panienkę zawieść ? -Spytał miły pan taksówkarz.
-Lotnisko Los Malos*.-powiedziałam osuchle.
-Dobrze, proszę zapiąć pasy.-rzekł tym samym tonem co ja.


-Dzień dobry, Chciałabym zamówić bilet do Los Angeles. -powiedziałam przesłodzonym głosem.
-Oczywiście należy się 1299,33zł-rzekła ekspedientka**
Rzuciłam jej pieniądze i usiadłam na krzesełku. Po 15 minutach usłyszałam głos z głośników:
-Pasażerowie lotu 398 do Los Angeles proszeni o niezwłoczne zgłoszenie się.-Przemówił głos.
Szybko chwyciłam bagaże i ruszyłam ku ,,nowemu życiu".

~5 hours later~
-Prosimy zapiąć pasy. Lądujemy. Samolot linii lotniczych ,,Lot" dziękuję i zaprasza ponownie.Do widzenia.-Rzekła stewardessa.
Po ok. 15 min wylądowaliśmy a ja w pośpiechu wyszłam z samolotu i poszłam po bagaże. Wzięłam je i ruszyłam ku mojemu nowemu domowi.Przy ulicy szybko zamówiłam taksówkę i ruszyliśmy.Włożyłam słuchawki na uszy. Po niespełna 25 minutach zostałam lekko szurnięta.
-Ana zostaw mnie ty mała suko !-ryknęłam trochę za głośno.
-Przepraszam panią, ale jesteśmy już na miejscu.-rzekł starszy pan a ja poczułam palący żar na policzkach.
-Przepraszam pana za moje słownictwo. Ile się należy?
-Jest tu pani pierwszy raz ?
-Tak.-odpowiedziałam nie pewna moich słów.
-To zrobię wyjątek i nic nie wezmę. -Uśmiechnął się miło staruszek.
-Dziękuję panu bardzo .-rzekłam po czym opuściłam taksówkę, mrucząc pod nosem :
-Czas zacząć nowe życie. MOJE nowe życie.
Weszłam do budynku i zaniemówiłam. Nigdy nie miałam takich luksusów .

Po 3 godzinach układania rzeczy, postanowiłam trochę zwiedzić okolicę-biegając,
Ubrałam szybko strój do biegania:


I wyszłam z domu przy okazji go zamykając. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie.

Zmęczona opadłam na ławkę i patrzyłam na ludzi uśmiechających się i cieszących. Po chwili zauważyłam grupkę chłopaków śmiejących się . A wśród nich...Ryana. Tak RYANA! Mojego brata,
Postanowiłam podejść do nich. Ruszyłam przed siebie i stanęłam na przeciw nich uśmiechając się szyderczo.
-No proszę kogo my tu mamy Ryan Stone we własnej osobie !-rzuciłam posyłając mojemu bratu mordercze spojrzenie. A ten odpowiedział mi:
-Kto ty jesteś?
-Oh, nie pamiętasz mnie?-rzuciłam
-Nie.-Odpowiedział
-To przedstawię Ci się. Nazywam się Kelsey Anne Stone.-rzekłam a jego oczy wyskoczyły na wierzch.
-Ke..kel..kelsey? -Rzekł patrząc na mnie a w jego oczach zauważyłam łzy.
-We własnej osobie BRACIE.-powiedziałam po czym zauważyłam jak jego koledzy patrzą na mnie zaskoczeni.-Oh, Ryan nie mówiłeś im nigdy o mnie?-rzuciłam z pogardą.
-Kelsey... j-aa...ja myślałem, żee t-tyy nie żyjesz-odpowiedział
-Oh to się myliłeś. Jestem tu cała i zdrowa.-rzekłam
-A co z Vanessą i Damienem ?
-Nie żyją.-Powiedziałam po czym dodałam:- Ty nic nie wiesz, bo opuściłeś mnie, gdy rodzice umarli, lecz teraz jestem. Jestem i mam zamiar zamienić twoje życie w piekło!-Rzekłam po czym odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Słyszałam jak jeden z nich mówi Ryan'owi
-Ryan nie mówiłeś, że masz siostrę, Cholera..ona jest strasznie gorąca!-Powiedział a ja odwróciłam się i zauważyłam na jego twarzy obrzydliwy (Tak na prawdę seksowny) uśmiech. Pokazałam im tyko środkowy palec i poszłam przed siebie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Nazwa lotniska wymyślona przez mnie
**Nie wiem, kto obsługuję na lotnisku xD

Hej, hej, hej ! Postanowiłam przyjść do was jeszcze z rozdziałem przed nowym rokiem !
A więc jest 23.35 i życzę Wam na zbliżający się dużymi krokami 2015r. dużo zdrowia, szczęścia, miłości oraz pogody ducha ! 
Rozdział pojawi się za ok.3-7 dni :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=DAJESZ MOTYWACJĘ

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział.
    Wulgarna Kelsey? Hmm...
    No nic. Czekam na następny.
    Zapraszam do mnie:
    Incubus-fanfiction.blogspot.com
    Szczęśliwego Nowego Roku.

    OdpowiedzUsuń